Andrzej Sapkowski - TROCHĘ POŚWIĘCENIA
1 - 2 - 3 - 4 - 5 - 6 - 7 - 8 - 9 - 10 I
Syrenka wynurzyła się z wody do połowy ciała i gwałtownie, ostro zachlapała dłońmi po powierzchni. Geralt stwierdził, że ma piękne, wręcz doskonałe piersi. Efekt psuł jedynie kolor - brodawki były ciemnozielone, a aureole wokół nich tylko nieco jaśniejsze. Zwinnie dopasowując się do nadbiegającej fali, syrenka wygięła się wdzięcznie, strzepnęła mokrymi, seledynowymi włosami i zaśpiewała melodyjnie.
- Co? - książę przechylił się przez burtę kogi. - Co ona mówi? - Odmawia - powiedział Geralt. - Mówi, że nie chce. - Tłumaczyłeś, że ją kocham? Że życia sobie bez niej nie wyobrażam? Że chcę się z nią ożenić? Ze tylko ona, żadna inna? - Tłumaczyłem. - I co? - I nic. - To powtórz. Wiedźmin dotknął warg palcami i wydobył z siebie rozedrgany trel. Z wysiłkiem dobierając słowa i melodykę, zaczął przekładać wyznania księcia. Syrenka, kładąc się na wznak na wodzie, przerwała mu. - Nie tłumacz, nie męcz się - zaśpiewała. - Zrozumiałam. Gdy mówi, że mnie kocha, zawsze ma taką głupią minę. Powiedział coś konkretnego? - Nie bardzo. - Szkoda - syrenka zatrzepotała w wodzie i dała nurka, wyginając silnie ogon, pieniąc morze wciętą płetwą przypominającą płetwę barweny. - Co? Co ona powiedziała? - spytał książę. - Że szkoda. - Czego szkoda? Co to ma znaczyć, szkoda? - Wydaje mi się, że to była odmowa. - Mnie się nie odmawia! - wrzasnął książę, przecząc oczywistym faktom. - Panie - mruknął kapitan kogi, podchodząc do nich. - Sieci mamy gotowe, wystarczy zarzucić i będzie wasza... - Nie radziłbym - rzekł Geralt cicho. - Ona nie jest sama. Pod wodą jest ich więcej, a w głębi pod nami może być kraken. Kapitan zatrząsł się, pobladł i chwycił oburącz za tyłek, bezsensownym gestem. - Kra... kraken? - Kraken - potwierdził wiedźmin. - Nie radzę próbować żartów z sieciami. Wystarczy, że ona krzyknie, a z tej krypy zostaną pływające deski, a nas potopią jak kocięta. A zresztą, Agloval, zdecyduj się, chcesz się z nią żenić czy złapać w sieć i trzymać w beczce? - Kocham ją - rzekł twardo Agloval. - Chcę ją za żonę. Ale do tego ona musi mieć nogi, a nie łuskowaty ogon. I to się da zrobić, bo za dwa funty pięknych pereł kupiłem magiczny eliksir, z pełną gwarancją. Wypije i wyrosną jej nóżki. Tylko trochę pocierpi, trzy dni, nie dłużej. Wołaj ją, wiedźminie, powiedz jej to jeszcze raz. - Mówiłem już dwa razy. Powiedziała, że absolutnie nie, nie zgadza się. Ale dodała, że zna morską czarownicę, morszczynkę, która zaklęciem gotowa jest zmienić tobie nogi w elegancki ogon. Bezboleśnie. - Zwariowała chyba! Ja mam mieć rybi ogon? Nigdy w życiu! Wołaj ją, Geralt! Wiedźmin przechylił się mocno przez burtę. Woda w jej cieniu była zielona i wydawała się gęsta, jak galareta. Nie musiał wołać. Syrenka wyprysnęła nagle nad powierzchnię w fontannie wody. Przez moment wręcz stała na ogonie, potem spłynęła w fale, obróciła się na wznak, prezentując w całej okazałości to, co miała piękne. Geralt przełknął ślinę. - Hej, wy! - zaśpiewała. - Długo jeszcze? Skóra mi pierzchnie od słońca! Białowłosy, zapytaj go, czy się zgadza. - Nie zgadza się - odśpiewał wiedźmin. - Sh'eenaz, zrozum, on nie może mieć ogona, on nie może żyć pod wodą. Ty możesz oddychać powietrzem, on pod wodą absolutnie nie! - Wiedziałam! - wrzasnęła cienko syrenka. - Wiedziałam! Wykręty, głupie, naiwne wykręty, ani za grosz poświęcenia! Kto kocha, ten się poświęcą! Ja się dla niego poświęcałam, co dzień wyłaziłam dla niego na skały, łuskę sobie wytarłam na tyłku, płetwę postrzępiłam, przeziębiłam się dla niego! A on nie chce dla mnie poświęcić tych dwóch paskudnych kulasów? Miłość to nie tylko znaczy brać, trzeba też umieć rezygnować, poświęcać się! Powtórz mu to! - Sh'eenaz! - zawołał Geralt. - Nie rozumiesz? On nie może żyć w wodzie! - Nie akceptuję głupich wymówek! Ja też... Ja też go lubię i chcę mieć z nim narybek, ale jak, gdy on nie chce zostać mleczakiem? Gdzie ja mu ikrę mam złożyć, co? Do czapki? - Co ona mówi? - krzyknął książę. - Geralt! Nie przywiozłem cię tutaj, byś z nią konwersował, ale... - Upiera się przy swoim. Jest zła. - Dawajcie te sieci! - ryknął Agloval. - Potrzymam ją z miesiąc w basenie, to... - A takiego! - odkrzyknął kapitan, demonstrując na łokciu, jakiego. - Pod nami może być kraken! Widzieliście kiedy krakena, panie? Skaczcie se do wody, jeśli wasza wola, łapcie ją ręcami! Ja się mieszał nie będę. Ja z tej kogi żyję! - Żyjesz z mojej łaski, łajdaku! Sieci dawaj, bo każę cię powiesić! - Całujcie psa w rzyć! Na tej kodze moja wola nad waszą! - Bądźcie cicho, obaj! - krzyknął gniewnie Geralt - Ona coś mówi, to trudny dialekt, muszę się skupić! - Mam dość! - wrzasnęła śpiewnie Sh'eenaz. - Głodna jestem! No, białowłosy, niech on decyduje, niech decyduje natychmiast. Jedno mu powtórz: nie będę więcej narażać się na kpiny i zadawać się z nim, jeśli będzie wyglądał jak czterołapa rozgwiazda. Powtórz mu, że do igraszek, które on mi proponuje na skałach, to ja mam przyjaciółki, które robią to znacznie lepiej! Ale ja to uważam za niedojrzałą zabawę, dobrą dla dzieci przed zmianą łusek. Ja jestem normalną, zdrową syreną... - Sh'eenaz... - Nie przerywaj mi! Jeszcze nie skończyłam! Jestem zdrowa, normalna i dojrzała do tarła, a on, jeśli naprawdę mnie pragnie, ma mieć ogon, płetwę i wszystko jak normalny tryton. Inaczej nie chcę go znać! Geralt tłumaczył szybko, starając się nie być wulgarny. Nie bardzo wyszło. Książę poczerwieniał, zaklął brzydko. - Bezwstydna dziwka! - wrzasnął. - Zimna makrela! Niech sobie znajdzie dorsza! - Co on powiedział? - zaciekawiła się Sh'eenaz, podpływając - Że nie chce mieć ogona! - To powiedz mu... Powiedz mu, żeby się wysuszył! - Co ona powiedziała? - Powiedziała - przetłumaczył wiedźmin. - Żebyś się utopił. ![]() ![]() |