1 - 2 - 3 -
4 - 5 - 6 -
7 - 8
VIII
- Nie - powiedział druid. - Calanthe zmieniła plany, nie życzy już sobie małżeństwa Ciri z Kistrinem. Ma swoje powody. Dodatkowo, chyba nie muszę ci wyjaśniać, że po tej paskudnej aferze z pozorowanym napadem na kupców król Ervyll poważnie stracił w moich oczach, a moje oczy liczą się w królestwie. Nie, nawet nie zajrzymy do Nastroga. Zabieram małą prosto do Cintry. Jedź z nami, Geralt.
- Po co? - wiedźmin rzucił okiem na Ciri, drzemiącą pod drzewem, otuloną kożuchem Myszowora. - Dobrze wiesz, po co. To dziecko, Geralt, jest ci przeznaczone. Po raz trzeci, tak, po raz trzeci krzyżują się wasze drogi. W przenośni, oczywiście, zwłaszcza jeżeli chodzi o dwa poprzednie razy. Chyba nie nazwiesz tego przypadkiem? - Co za różnica, jak to nazwę - wiedźmin uśmiechnął się krzywo. - Nie w nazwie rzecz, Myszowór. Po co mam jechać do Cintry? Byłem już w Cintrze, krzyżowałem już, jak to określiłeś, drogi. I co z tego? - Geralt zażądałeś wówczas przysięgi od Calanthe, od Pavetty i jej męża. Przysięga jest dotrzymana. Ciri jest Niespodzianką. Przeznaczenie żąda... - Abym zabrał to dziecko i przerobił na wiedźmina? Dziewczynkę? Przyjrzyj mi się, Myszowór. Wyobrażasz mnie sobie jako hoże dziewczę? - Do diabła z wiedźmiństwem - zdenerwował się druid. - O czym ty w ogóle mówisz? Co jedno ma z drugim wspólnego? Nie, Geralt, widzę, że ty niczego nie rozumiesz, muszę sięgnąć do prostych słów. Słuchaj, każdy dureń, w tej liczbie i ty, może zażądać przysięgi, może wymóc obietnicę, i nie stanie się przez to niezwykły. Niezwykłe jest dziecko. I niezwykła jest więź, która powstaje, gdy dziecko się rodzi. Jeszcze jaśniej? Proszę bardzo, Geralt, od momentu narodzin Ciri przestało się liczyć, czego ty chcesz i co planujesz, nie ma też żadnego znaczenia, czego ty nie chcesz i z czego rezygnujesz. Ty się, cholera jasna, nie liczysz! Nie rozumiesz? - Nie krzycz, obudzisz ją. Nasza niespodzianka śpi. A gdy się obudzi... Myszowór, nawet z niezwykłych rzeczy można... Trzeba niekiedy rezygnować. - Przecież wiesz - druid spojrzał na niego zimno - że własnego dziecka nie będziesz miał nigdy. - Wiem. - I rezygnujesz? - Rezygnuję. Chyba mi wolno? - Wolno - rzekł Myszowór. - A jakże. Ale ryzykownie. Jest taka stara przepowiednia, mówiąca, że miecz przeznaczenia... - ...ma dwa ostrza - dokończył Geralt. - Słyszałem. - A, rób, jak uważasz - druid odwrócił głowę, splunął. - Pomyśleć, że gotów byłem nadstawić za ciebie karku... - Ty? - Ja. W przeciwieństwie do ciebie ja wierzę w przeznaczenie. I wiem, że niebezpiecznie jest igrać z obosiecznym mieczem. Nie igraj, Geralt. Skorzystaj z szansy, jaka się nadarza. Zrób z tego, co wiąże cię z Ciri, normalną, zdrową więź dziecka i opiekuna. Bo jeśli nie... Wtedy ta więź może objawić się inaczej. Straszniej. W sposób negatywny i destrukcyjny. Chcę przed tym uchronić i ciebie, i ją. Gdybyś chciał ją zabrać, nie oponowałbym. Wziąłbym na siebie ryzyko wytłumaczenia Calanthe, dlaczego. - Skąd wiesz, że Ciri chciałaby ze mną pójść? Ze starych przepowiedni? - Nie - powiedział poważnie Myszowór. - Stąd, że usnęła dopiero wtedy, gdy ją przytuliłeś. Że mruczy przez sen twoje imię i szuka rączką twojej ręki. - Wystarczy - Geralt wstał - bo gotówem się wzruszyć. Bywaj, brodaczu. Ukłony dla Calanthe. A na użytek Ciri... Wymyśl coś. - Nie zdołasz uciec, Geralt. - Przed przeznaczeniem? - wiedźmin dociągnął popręg zdobycznego konia. - Nie - powiedział druid, patrząc na śpiącą dziewczynkę. - Przed nią. Wiedźmin pokiwał głową, wskoczył na siodło. Myszowór siedział nieruchomo, grzebiąc patykiem w wygasającym ognisku. Odjechał wolno, przez wrzosy, sięgające strzemion, po zboczu, wiodącym w dolinę, ku czarnemu lasowi. - Geraaalt! Obejrzał się. Ciri stała na szczycie wzgórza, maleńka, szara figurka z rozwianymi, popielatymi włosami. - Nie odchodź! Pomachał ręką. - Nie odchodź! - wrzasnęła cienko. - Nie odchoooodź! Muszę, pomyślał. Muszę, Ciri. Dlatego, że... Ja zawsze odchodzę. - Nie uda ci się i tak! - krzyknęła. - Nie myśl sobie! Nie uciekniesz! Jestem twoim przeznaczeniem, słyszysz? Nie ma przeznaczenia, pomyślał. Nie istnieje. Jedyne, co jest przeznaczone wszystkim, jest śmierć. To śmierć jest drugim ostrzem obosiecznego miecza. Jednym jestem ja. A drugim jest śmierć, która idzie za mną krok w krok. Nie mogę, nie wolno mi narażać cię, Ciri. - Jestem twoim przeznaczeniem! - dobiegło go ze szczytu wzgórza, ciszej, rozpaczliwiej. Trącił konia piętą i ruszył przed siebie, zagłębiając się, jak w otchłań, w czarny, zimny i podmokły las, w przyjazny, znajomy cień, w mrok, który zdawał się nie mieć końca. ![]() ![]() |