1 - 2 - 3 -
4 - 5 - 6 -
7 - 8 - 9 -
10 - 11 - 12 -
13 - 14 - 15 -
16 - 17
XVI
Geralt rozejrzał się. Z dziury w dachu wolno kapały krople wody. Dookoła piętrzyło się gruzowisko i sterty drewna. Dziwnym trafem miejsce, gdzie leżeli, było zupełnie czyste. Nie spadła na nich nawet jedna deska, jedna cegła. Było tak, jak gdyby chroniła ich niewidzialna tarcza.
Yennefer, zarumieniona lekko, uklękła obok, wspierając dłonie o kolana. - Wiedźminie - odchrząknęła. - Żyjesz? - Żyję - Geralt otarł twarz z kurzu i pyłu, syknął. Yennefer wolnym ruchem dotknęła jego nadgarstka, delikatnie przesunęła palcami po dłoni. - Poparzyłam cię... - Drobiazg. Kilka bąbli... - Przepraszam. Wiesz, dżinn uciekł. Definitywnie. - Żałujesz? - Nie bardzo. - To dobrze. Pomóż mi wstać, proszę. - Zaczekaj - szepnęła. - To twoje życzenie... Usłyszałam, czego sobie życzyłeś. Osłupiałam, po prostu osłupiałam. Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale żeby... Co cię do tego skłoniło, Geralt? Dlaczego... Dlaczego ja? - Nie wiesz? Pochyliła się nad nim, dotknęła go, poczuł na twarzy muśnięcie jej włosów pachnących bzem i agrestem i wiedział nagle, że nigdy nie zapomni tego zapachu, tego miękkiego dotyku, wiedział, że nigdy już nie będzie mógł porównać ich z innym zapachem i innym dotykiem. Yennefer pocałowała go, a on zrozumiał, że nigdy już nie będzie pragnął innych ust niż te jej, mięciutkie i wilgotne, słodkie od pomadki. Wiedział nagle, że od tej chwili istnieć będzie tylko ona, jej szyja, ramiona i piersi wyzwolone spod czarnej sukni, jej delikatna, chłodna skóra, nieporównywalna z żadną, której dotykał. Patrzył z bliska w jej fiołkowe oczy, najpiękniejsze oczy całego świata, oczy, które, jak się obawiał, staną się dla niego... Wszystkim. Wiedział to. - Twoje życzenie - szepnęła z ustami tuż przy jego uchu. - Nie wiem, czy takie życzenie w ogóle może się spełnić. Nie wiem, czy istnieje w Naturze Moc zdolna spełnić takie życzenie. Ale jeżeli tak, to skazałeś się. Skazałeś się na mnie. Przerwał jej pocałunkiem, uściskiem, dotknięciem, pieszczotą, pieszczotami, a potem już wszystkim, całym sobą, każdą myślą, jedyną myślą, wszystkim, wszystkim, wszystkim. Przerwali ciszę westchnieniami i szelestem porozrzucanej na podłodze odzieży, przerwali ciszę bardzo łagodnie i byli leniwi, byli dokładni, byli troskliwi i czuli, a chociaż obydwoje nie bardzo wiedzieli, co to troskliwość i czułość, udało im się, bo bardzo chcieli. I w ogóle im się nie spieszyło, a cały świat przestał nagle istnieć, przestał istnieć na maleńką, krótką chwilę, a im wydawało się, że była to cała wieczność, bo to rzeczywiście była cała wieczność. A potem świat znowu zaczął istnieć, ale istniał zupełnie inaczej. - Geralt? - Mhm? - I co dalej? - Nie wiem. - Ja też nie. Bo widzisz, ja... Nie jestem pewna, czy warto się było na mnie skazywać. Ja nie umiem... Zaczekaj, co robisz... Chciałam ci powiedzieć... - Yennefer... Yen. - Yen - powtórzyła, ulegając mu zupełnie. - Nikt nigdy mnie tak nie nazywał. Powiedz to jeszcze raz, proszę. - Yen. - Geralt. ![]() ![]() ![]() |